Żona chciała nas zmienić w arystokratów, a ja marzyłem o zwykłym rosole i schabowym. W końcu powiedziałem dość
Moja żona, odkąd pamiętam, zawsze miała wielkie ambicje. Lubiła drogie ubrania, eleganckie kolacje i towarzystwo ludzi z „wyższych sfer”. Ja natomiast marzyłem o spokojnym, prostym życiu, gdzie sobotni obiad to rosół i schabowy, a nie egzotyczne dania z menu za miliony…
Mimo to, zgadzałem się na jej „plany”, aż pewnego dnia, podczas jednej z kolacji, coś we mnie pękło. Powiedziałem dość… ale wtedy zaczęły się kłótnie, które miały więcej zaskakujących skutków, niż kiedykolwiek przypuszczałem…
Kiedy zaczęły się zmiany?
Od zawsze wiedziałem, że Marta ma większe aspiracje. Kiedy jeszcze byliśmy narzeczeństwem, nie przeszkadzało mi to, że uwielbiała modę, luksus i marzyła o życiu na poziomie, który, szczerze mówiąc, nigdy mnie nie pociągał. Lubiłem prostotę, swojski klimat niedzielnych obiadów u mamy, gdzie na stole królował rosół, a na drugie podawano schabowego. Marta jednak chciała czegoś więcej. Uważała, że stać nas na coś lepszego, na „prawdziwe” życie.
Wszystko zaczęło się zmieniać po ślubie. Kiedy wprowadziliśmy się do nowego mieszkania, Marta od razu postanowiła, że musimy zmienić nasze życie. „Nie możemy żyć jak zwykli ludzie”, powtarzała. Nasz dom zaczął przypominać pałac – złote zasłony, marmurowe podłogi, antyczne meble, które kupowała na aukcjach. Było to wszystko piękne, ale zupełnie nie moje. Zacząłem czuć się obco we własnym domu.
„To nasze nowe życie”
Kolacje w domu przestały być spokojne i ciepłe. Zamiast rosołu i ziemniaków, na stole pojawiały się dania, których nawet nie umiałem wymówić, a do tego kieliszek wina, którego nazwy nie znałem. Marta nalegała, byśmy zapraszali „ważnych ludzi” – jej nowych znajomych z biznesu, osoby, które, jak twierdziła, miały nam pomóc wspiąć się na szczyt społeczny. Nie czułem się komfortowo w tym świecie, ale szanowałem jej pragnienia i starałem się nie narzekać. Ale pewnego dnia miarka się przebrała.
Tego wieczoru zaprosiliśmy do nas znajomą Martę i jej męża, którzy byli uznawani za „wybitnych znawców sztuki”. Od samego początku rozmowa toczyła się wokół tematów, które mnie kompletnie nie interesowały. Sztuka renesansu, najnowsze trendy w modzie haute couture i to, jakie wino pasuje do foie gras. Siedziałem tam, czując się jak statysta we własnym domu. Kiedy podano kolejne wyrafinowane danie, spojrzałem na Martę i powiedziałem: „Nie mogę już tego znieść. Marzę o prostym rosole i schabowym. Dlaczego próbujesz zmienić nasze życie w coś, czym nie jesteśmy?”
Kłótnia, która zmieniła wszystko
Słowa te wywołały burzę. Marta wstała od stołu, a w jej oczach pojawiła się wściekłość. „Ty niczego nie rozumiesz!” krzyknęła. „Chcę, żebyśmy żyli lepiej! Nie chcę, żebyśmy zostali w tyle! Ty zawsze wybierasz prostotę, a ja chcę więcej! Czy to tak trudno zrozumieć?”
Odpowiedziałem spokojnie, ale stanowczo: „Marta, ja nie chcę więcej. Chcę być szczęśliwy. A to, co teraz robisz, sprawia, że czuję się obco w swoim domu. Nie potrzebuję tych wszystkich luksusów. Potrzebuję normalności.”
Nastąpiła cisza. Widziałem, jak walczy ze sobą, próbując zrozumieć, co tak naprawdę oznacza moje wyznanie. W końcu usiadła z powrotem i powiedziała cicho: „Myślałam, że chcesz tego samego co ja. Myliłam się?”
Prawda, która wyszła na jaw
Po tej kolacji zaczęły się coraz częstsze kłótnie. Każda rozmowa kończyła się pretensjami. Marta nie mogła pogodzić się z tym, że nasze cele są tak różne. Ja natomiast nie mogłem znieść życia, które próbowała na nas wymusić. W końcu, po jednej z większych kłótni, Marta wyznała, że to wszystko robiła… dla siebie. Chciała poczuć się lepiej w oczach znajomych i rodziny, chciała udowodnić coś, co nigdy nie miało znaczenia dla nas obojga. Próbowała stworzyć iluzję idealnego życia, nie zauważając, że zatraca w tym naszą prawdziwą relację.
W tamtym momencie wszystko zaczęło się zmieniać. Zrozumiała, że nigdy nie zależało mi na materialnym prestiżu. Chciałem po prostu być szczęśliwy. A to, czego najbardziej pragnąłem, to prostota. Może nie zrezygnowaliśmy z luksusów zupełnie, ale znaleźliśmy złoty środek – pomiędzy jej marzeniami a moją potrzebą normalności.