Mąż przeliczał czas z rodziną na pieniądze. Mówił, że nie opłaca mu się przyjeżdżać do dzieci, bo szkoda benzyny
Odkąd Adam dostał pracę w innym mieście, nasze życie stało się skomplikowane. Zamiast wracać do domu na weekendy, ciągle przeliczał wszystko na pieniądze: „Benzyna kosztuje, lepiej przeznaczyć to na coś potrzebnego”. Brzmiało to logicznie, ale serce mówiło co innego…
Nie spodziewałam się jednak, że za tymi słowami kryje się coś więcej. Prawda, którą odkryłam, wstrząsnęła moim światem i postawiła pod znakiem zapytania nasze małżeństwo…
Życie na odległość – czy to ma sens?
Adam zawsze był pragmatykiem. Kiedy dostał propozycję pracy w dużej firmie oddalonej o 200 kilometrów, byliśmy zgodni, że to świetna szansa. Na początku planował wracać do domu co tydzień, żeby spędzać czas z dziećmi, ale szybko zaczęły się wymówki.
„Znowu jechać 200 kilometrów tam i z powrotem? To przecież cały bak paliwa. Lepiej te pieniądze wydać na dzieci” – mówił, gdy pytałam, czy przyjedzie na szkolny występ syna. Początkowo go broniłam. Faktycznie, życie było drogie, a jego praca opłacała rachunki.
Ale dzieci tęskniły. Młodsza córka zapytała raz, czy tata w ogóle jeszcze ją kocha. Starszy syn, zwykle zamknięty w sobie, coraz częściej wpadał w złość.
Niepokój w sercu
Coś jednak mnie dręczyło. Adam coraz rzadziej odbierał telefony wieczorami. Gdy dzwoniłam w weekendy, miał zawsze wymówkę: „Mam ważne spotkanie z klientem” albo „Padłem z nóg, kochanie, muszę się wyspać”.
Pewnego razu, przeglądając nasze wspólne konto bankowe, zauważyłam coś dziwnego. Spore kwoty zniknęły w weekendy, kiedy rzekomo siedział w domu i „oszczędzał na benzynie”. Były to płatności w restauracjach i hotelach w jego mieście.
Konfrontacja pełna emocji
Kiedy następnym razem rozmawialiśmy, zebrałam się na odwagę. „Adam, gdzie naprawdę spędzasz weekendy?” – zapytałam, próbując zachować spokój. W jego oczach pojawiło się zdenerwowanie. „Co sugerujesz?” – odpowiedział agresywnie.
Kłótnia trwała godzinę. W końcu wyrzucił z siebie prawdę: „Nie zawsze siedzę w domu. Czasami spotykam się z… koleżanką z pracy. Ale to nic takiego, po prostu się rozmawiamy”.
Prawda, która zmienia wszystko
To, co odkryłam później, przeszło moje najgorsze oczekiwania. Pewnego dnia zadzwonił do mnie znajomy z firmy Adama. Przypadkiem usłyszał, jak Adam opowiadał, że „nie opłaca się jeździć do rodziny, bo lepiej spędzać czas z kimś, kto go naprawdę docenia”.
Gdy Adam wrócił do domu na Boże Narodzenie – pierwszy raz od miesięcy – pokazałam mu wszystkie dowody. Ostatecznie przyznał, że od dawna spotykał się z inną kobietą. „To nie było nic poważnego” – tłumaczył, ale jego słowa były jak nóż w serce.
Czy rodzina była dla niego zbyt kosztowna?
Adam spakował się i wyjechał. Od tamtej pory dzieci widują go sporadycznie, a ja zastanawiam się, czy rzeczywiście „oszczędzanie na benzynie” było tylko wymówką. Może prawdziwy problem leżał w tym, że przeliczał naszą wartość na coś, czego nie da się zmierzyć pieniędzmi?