Kuzynki zawsze widziały we mnie chodzący portfel. Kiedy przestałam spełniać ich zachcianki, stałam się skąpa i wyniosła. Postanowiłam, że tym razem tak łatwo im to nie ujdzie…
Przez lata byłam dla kuzynek niczym skarbonka bez dna – wystarczyło słodkie słówko i już spełniałam ich kolejne zachcianki. Czułam się jak wspaniała siostra, dopóki nie odkryłam, że ich miłe gesty i komplementy były tylko przykrywką. Gdy postanowiłam przestać sypać im pieniędzmi, dowiedziałam się, co naprawdę o mnie myślą…
Na rodzinnej uroczystości wyszło na jaw, że kuzynki wciąż liczyły na moją hojność, mimo że tym razem nie zamierzałam spełniać ich kolejnych próśb. Cała prawda ujrzała światło dzienne podczas niespodziewanej kłótni, która pokazała, ile naprawdę dla nich znaczyłam…
Dawna hojność i cichy żal
Przez wiele lat sądziłam, że relacja z moimi kuzynkami jest pełna ciepła i wzajemnego wsparcia. Czułam, że nie różnimy się wiele od sióstr – choć każdy wiedział, że to ja zazwyczaj robiłam „prezenty” i wspierałam je finansowo. To właśnie do mnie przychodziły z każdą drobną czy większą sprawą. Gdy trzeba było pomóc w zakupie samochodu, spłacić kredyt, a nawet opłacić podręczniki ich dzieciom – zawsze byłam na wyciągnięcie ręki. Moje serce rozkwitało na myśl, że mogę się przydać, a ich wdzięczność wydawała się szczera.
Dopiero później dotarło do mnie, że kiedy tylko wspominałam o moich problemach, kuzynki milczały. Ani słowa wsparcia, ani cienia chęci do pomocy, nawet dobrym słowem. Za każdym razem, gdy wracałam do domu po wspólnym spotkaniu, czułam, że coś nie gra. Moje podejrzenia zaczęły się potwierdzać, kiedy jedna z nich mimochodem wspomniała, że przecież „stać mnie” i mogę spełniać ich prośby bez większego problemu. Ten komentarz zakuł mnie w serce.
Zmiana podejścia – powiew wiatru dla portfela
Po tej rozmowie postanowiłam, że czas zrobić mały eksperyment. Na kolejną wspólną uroczystość, zorganizowaną przez naszą ciotkę, przyszłam bez prezentu, a na wszelkie komentarze na temat moich rzekomych „możliwości” odpowiadałam wymijająco, że „nie zawsze mogę sięgać głęboko do kieszeni”. Ich reakcje były zdumiewające. Kuzynki spojrzały na mnie jak na obcą osobę, w ich oczach pojawiło się coś, czego wcześniej nie widziałam – rozczarowanie i, co ciekawe, wyraz wrogości. Ich miłe uśmiechy zbladły, a całe spotkanie przesiąknęło napięciem, które można było ciąć nożem.
W drodze powrotnej jedna z kuzynek zaczepiła mnie. Była to Marta, która dotychczas była najczęściej obdarowywana. „Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale ostatnio jesteś taka skąpa i wyniosła” – powiedziała. To zdanie wzbudziło we mnie lawinę emocji. Wszystko się we mnie gotowało, a jednocześnie czułam ulgę, że widzę, kim są naprawdę.
Tajemnica, która wyszła na jaw
Nie minął tydzień, gdy kuzynki zorganizowały kolejne spotkanie rodzinne, by, jak się okazało, porozmawiać ze mną na temat „problemu”. Przy stole padły słowa, które pozostaną ze mną na zawsze. „Zawsze miałaś pieniądze, więc chyba nie jest tak trudno się nimi podzielić” – stwierdziła jedna z kuzynek z wyrzutem. Innymi słowy, widziały we mnie chodzący portfel, a nie prawdziwą krewną.
Kiedy zrozumiałam, że liczy się dla nich tylko moje konto, a nie ja sama, postanowiłam po raz pierwszy otwarcie powiedzieć, co czuję. Zaskoczyła ich moja odpowiedź – zimna i stanowcza. Podkreśliłam, że skończyłam z pełnieniem roli rodzinnego sponsora. To ja decyduję, kiedy chcę pomóc, i nie zgadzam się na presję. Ich zdumienie przerodziło się w gniew. Były tak oburzone, że od razu zaczęły na mnie naciskać. Ich zachowanie wyraźnie pokazywało, że „miłość” do mnie była napędzana wyłącznie moim portfelem.
Rozstanie czy przebaczenie?
Od tamtej pory nasza relacja przestała istnieć. Kuzynki przestały dzwonić, a spotkania rodzinne stały się dla mnie nieco przykre, bo teraz pojawiało się na nich coraz więcej szeptów i unikanych spojrzeń. Miałam tylko jedną, niełatwą decyzję do podjęcia – albo będę nadal udawała, że nasza więź coś znaczy, albo po prostu postawię wyraźne granice i przestanę być przez nich wykorzystywana. Wiedziałam, że jeśli ulegnę teraz, zawsze będą traktowały mnie jak źródło pieniędzy.
Teraz patrzę na to z perspektywy czasu i cieszę się, że nie dałam się im omamić po raz kolejny. Czasami prawda boli, ale warto ją poznać, by wiedzieć, kto jest naprawdę po naszej stronie.