Sprzedaliśmy mieszkanie, żeby mieć na dom opieki. Dzieci zadzwoniły z pretensjami, że należą im się pieniądze. Rozmowa, która z tego wynikła, zmieniła nasze relacje na zawsze.

Po latach ciężkiej pracy zdecydowali się sprzedać swoje mieszkanie, by zapewnić sobie spokojną przyszłość w domu opieki. Gdy wszystko było gotowe, zadzwoniły ich dzieci. To, co usłyszeli, było jak policzek…

Nie spodziewali się, że pieniądze ze sprzedaży wywołają taką burzę w rodzinie. Rozmowa zmieniła wszystko – od relacji z dziećmi po decyzje na przyszłość…

Sprzedaliśmy mieszkanie, by mieć na dom opieki

Barbara i Jan spędzili razem prawie 50 lat. Pracowali ciężko, by wychować dwójkę dzieci, dać im wykształcenie i lepszy start w życie. Teraz, gdy zdrowie nie pozwalało już na samodzielne życie w ich dwupokojowym mieszkaniu, podjęli trudną decyzję – sprzedadzą je i przeprowadzą się do prywatnego domu opieki. Myśl o tym, że mogliby być ciężarem dla dzieci, była dla nich nie do zniesienia.

Decyzję podjęli szybko. Kupiec znalazł się w zaledwie dwa tygodnie, a pieniądze z transakcji trafiły na ich konto. To miał być początek nowego rozdziału. Jednak zamiast ulgi, zaczęli odczuwać coś zupełnie innego – niepokój. Wszystko przez telefon od ich córki…

Dzieci uważają, że należą im się pieniądze

– Mamo, jak mogliście sprzedać mieszkanie, nie pytając nas o zdanie? – usłyszała Barbara od córki, Joanny, już w pierwszych sekundach rozmowy. W głosie dziewczyny czuć było napięcie. – To przecież też nasza sprawa, my mamy prawo do tych pieniędzy!

Jan, który siedział obok, z niedowierzaniem słuchał, jak ich córka żąda wyjaśnień. Jeszcze większe zdziwienie wywołał telefon od ich syna, Kamila, który tego samego dnia wyraził swoje niezadowolenie.

– Przecież zawsze mówiłaś, że to mieszkanie będzie dla nas. A teraz? Co nam zostanie, kiedy was zabraknie? – pytał, nie kryjąc frustracji.

Barbara i Jan byli zszokowani. Nie spodziewali się, że ich dzieci zaczną traktować sprzedaż mieszkania jak osobisty zamach na ich przyszłość. W ich głowach kłębiło się pytanie: „Czy naprawdę wychowaliśmy tak samolubne osoby?”

Narastające napięcie

Rozmowa z córką i synem szybko przerodziła się w ostrą wymianę zdań. Barbara próbowała tłumaczyć, że pieniądze zostały przeznaczone na ich przyszłość i bezpieczeństwo. Jednak Joannę interesowała tylko jedna rzecz:

– A co, jeśli te pieniądze by się podzieliło? Nam też by się przydały!

W odpowiedzi na te słowa Jan, który dotąd milczał, wybuchnął.
– Czy wy w ogóle zdajecie sobie sprawę, jaką niewdzięczność okazujecie? Myślisz, że przez całe życie zbieraliśmy na wasze zachcianki? To nasze pieniądze!

Joanna rzuciła słuchawką, a Kamil zakończył rozmowę stwierdzeniem:
– Skoro tak do tego podchodzicie, to nie liczcie na moją pomoc w przyszłości.

Szokująca prawda

Barbara przez kilka dni nie mogła dojść do siebie. Cały czas powtarzała, że gdzieś musieli popełnić błąd. Jan był bardziej stanowczy – stwierdził, że dzieci muszą same zrozumieć, co jest ważne w życiu.

Jednak to, co stało się tydzień później, zaskoczyło ich jeszcze bardziej. Joanna przyszła do nich osobiście, z przeprosinami.
– Przepraszam, mamo, tato. Kamila już to pewnie nie obchodzi, ale ja zrozumiałam. Widziałam, jak sąsiedzi zmuszali swoje dzieci do opieki i… ja się bałam. Ale teraz wiem, że robicie to, by nam oszczędzić trosk.

Barbara, mimo wzruszenia, nie mogła powstrzymać łez.
– Właśnie o to nam chodziło, córeczko.

Jak zakończyła się ta historia?

Barbara i Jan postanowili wybaczyć córce i nie odwracać się od syna, choć jego postawa była dla nich bolesna. Dom opieki, do którego się przeprowadzili, stał się dla nich miejscem spokoju. Tymczasem Joanna odwiedzała ich regularnie, a Kamil… przestał się odzywać.

Co myślicie o tej historii? Jak sami zachowalibyście się w podobnej sytuacji? Czy dzieci miały prawo domagać się pieniędzy? Koniecznie podzielcie się swoimi opiniami w komentarzach na Facebooku!

error: Treść zabezpieczona !!