Umówiliśmy się na tani remont, ale po zakończeniu prac ekipa zażądała dwa razy więcej. Moja odpowiedź wywołała wojnę…

Kiedy umówiliśmy się z ekipą na tani remont, nie spodziewaliśmy się, że po zakończeniu prac zażądają od nas dwa razy więcej. Początkowo wszystko wydawało się w porządku – mieliśmy jasne ustalenia, a prace szły sprawnie… Ale gdy nadszedł dzień rozliczenia, wszystko się zmieniło…

 

Idealny remont?

Remont naszego mieszkania był potrzebny od dawna. Gdy tylko otrzymaliśmy korzystną ofertę od małej ekipy remontowej, z przyjacielem uznaliśmy, że to świetna okazja, aby wreszcie przeprowadzić niezbędne zmiany. Ekipa, na pierwszy rzut oka, wydawała się solidna. Fachowiec, który odwiedził nas przed rozpoczęciem prac, zapewniał, że wszystko zostanie zrobione tanio i szybko. Jasno ustaliliśmy kwotę – była atrakcyjna, a oni wydawali się przekonujący.

Nie zwróciliśmy uwagi na drobne zgrzyty na początku – opóźnienia z dostawą materiałów, lekki bałagan. „Zdarza się”, myśleliśmy. Ważne, że prace szły do przodu. Czasami ekipa znikała na kilka godzin, ale wracali i kończyli zaplanowane zadania. Z dnia na dzień zbliżaliśmy się do końca remontu. Efekt wizualny zaczynał nas cieszyć, jednak uczucie, że coś jest nie tak, nie opuszczało mnie. Zaniepokoiło mnie, że nie dostaliśmy żadnych rachunków ani szczegółowych kosztorysów, choć wcześniej uzgadnialiśmy każdy etap prac.

Wielkie zaskoczenie

Nadszedł dzień rozliczenia. Fachowiec pojawił się z notatnikiem w ręku i z uśmiechem na ustach rzucił: „No, to czas się rozliczyć. Razem będzie… dwa razy tyle, co ustalaliśmy.”

W pierwszej chwili myślałam, że się przesłyszałam. Zamarłam. Jak to możliwe, że remont, który miał kosztować niewiele, nagle stał się tak absurdalnie drogi? Ekipa zaczęła mówić coś o „dodatkowych kosztach”, „nieprzewidzianych problemach” i „konieczności zakupu lepszych materiałów”. Wszystko bez naszej zgody!

Mój przyjaciel był w szoku, ale ja nie zamierzałam tak tego zostawić. Wstałam, spojrzałam fachowcowi prosto w oczy i powiedziałam: „Nie ma mowy, żebyśmy zapłacili taką kwotę. Ustaliliśmy cenę i tego się trzymamy.”

Wojna zaczyna się na dobre

Fachowiec spojrzał na mnie z wściekłością, a potem nagle cały ton rozmowy się zmienił. Zaczął nas oskarżać o „wykorzystywanie” ich pracy, twierdził, że robili więcej, niż początkowo planowali, i że teraz musimy za to zapłacić. Atmosfera zrobiła się napięta. Próbowaliśmy negocjować, ale po chwili zrozumieliśmy, że nie ma szans na kompromis. Fachowcy zagrozili, że nie opuszczą naszego mieszkania, dopóki nie dostaną pełnej zapłaty.

Tego było za wiele. Poczułam, że tracę cierpliwość. Wzięłam telefon, zadzwoniłam do prawnika i wyjaśniłam sytuację. Fachowcy widząc, że nie zamierzamy ustąpić, zaczęli krzyczeć, a nawet grozić, że rozmontują część wykonanej pracy. Sytuacja stawała się coraz bardziej absurdalna.

Prawda, która wszystko zmienia

W końcu prawnik poradził, abyśmy zaproponowali zapłatę tylko tej kwoty, którą początkowo uzgodniliśmy, a resztę niech próbują dochodzić sądownie. Fachowcy, nie chcąc ryzykować, że sprawa trafi do sądu, ostatecznie zgodzili się na pierwotną kwotę. Oczywiście, nie obyło się bez nerwów i kolejnych oskarżeń.

Jak się później okazało, ekipa była znana z takich praktyk. Zbierali klientów obiecując tanie remonty, a potem podnosili ceny, licząc na to, że nikt nie odważy się stawiać oporu. W naszym przypadku im się nie udało. Byliśmy jednym z niewielu, którzy postanowili walczyć o swoje.

A co Wy myślicie o tej historii? Jak postąpilibyście na naszym miejscu? Koniecznie dajcie znać w komentarzach na Facebooku!

error: Treść zabezpieczona !!