Żal mi zięcia, bo córka każe mu sprzątać i gotować. Lepiej niech sama chwyci za mopa, bo taka rola kobiety
Od kiedy moja córka wyszła za mąż, ich dom stał się dla mnie miejscem pełnym napięcia. Często słyszałam kłótnie, ale prawdziwy powód tego, co się dzieje, poznałam dopiero, gdy zobaczyłam, jak traktuje swojego męża. Byłam w szoku, ale nie chciałam się wtrącać…
Gdy pewnego dnia przyszedłem z wizytą, wszystko się wyjaśniło. Nie mogłam uwierzyć, co widzę: ona siedzi na kanapie, rozkazując, a on biega z odkurzaczem. Czy taki powinien być związek? Wszystko zmierzało do wielkiej kłótni…
Napięcie narasta
Od kiedy moja córka Marta wyszła za mąż, ich relacje przestały być takie, jak sobie wyobrażałam. Jako matka zawsze chciałam, by jej życie rodzinne było szczęśliwe, pełne harmonii. Ale im częściej ich odwiedzałam, tym bardziej miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Dom, który powinien tętnić miłością, zamiast tego był areną niekończących się kłótni i napięć.
Zięć, Paweł, był cichym, pracowitym człowiekiem. Zawsze podziwiałam jego zaangażowanie – w pracę, w życie domowe, a przede wszystkim w małżeństwo z moją córką. Ale to, co zobaczyłam podczas jednej z wizyt, zmieniło moje postrzeganie tego, co tak naprawdę działo się za zamkniętymi drzwiami ich domu.
Odkrycie
Pewnego popołudnia, gdy odwiedziłam Martę i Pawła, zobaczyłam scenę, która wbiła mnie w fotel. Marta siedziała na kanapie, zajęta przeglądaniem telefonu, a Paweł krzątał się po całym domu, odkurzając, myjąc podłogi, a nawet szykując obiad w kuchni. Patrzyłam na to z niedowierzaniem. Córka, zamiast pomóc, wyraźnie go instruowała, co ma robić, nie ruszając się ani na chwilę z miejsca.
„Paweł, nie widzisz, że tam pod stołem jest jeszcze kurz? Przetrzyj dokładniej” – rzuciła z chłodnym tonem.
Przez chwilę myślałam, że to żart. Ale Paweł, bez słowa sprzeciwu, zaczął robić dokładnie to, co mu kazała. Zacisnął zęby, pochylił głowę i posłusznie wykonywał jej rozkazy. Patrzyłam na to zszokowana. Czy to naprawdę było ich życie?
Narastająca frustracja
Wiedziałam, że nie mogę siedzieć i patrzeć na to bez słowa. Moje serce ściskało się na widok mężczyzny, który robił wszystko, aby zadowolić swoją żonę, ale nie otrzymywał w zamian żadnego szacunku. Zdecydowałam się odezwać.
– Marta, może pomogłabyś Pawłowi? Widzę, że ma dużo na głowie – zaproponowałam ostrożnie.
Spojrzała na mnie z oburzeniem. – Mamo, nie przesadzaj. Paweł wie, że w naszym domu dzielimy się obowiązkami. Ja też mam swoje zadania.
Jej słowa zabrzmiały dziwnie pusto. Widziałam, że to nie jest zwykły podział obowiązków, a raczej jej sposób na kontrolowanie wszystkiego. Paweł wyglądał na zmęczonego, a ona na obojętną.
Kłótnia, która wszystko zmieniła
Następnego dnia nie mogłam wytrzymać i zadzwoniłam do Pawła, aby z nim porozmawiać. Chciałam dowiedzieć się, jak to wygląda z jego strony. Nie spodziewałam się jednak, że rozmowa pójdzie w takim kierunku.
– Paweł, czuję, że coś jest nie tak. Czy wszystko w porządku między tobą a Martą? – zapytałam ostrożnie.
W słuchawce zapadła długa cisza. W końcu usłyszałam jego cichy głos.
– Cóż, mamo, prawda jest taka, że Marta nie chce mnie słuchać. Każe mi sprzątać, gotować, robić wszystko, co tylko można w domu. Kiedy próbuję jej powiedzieć, że jestem zmęczony, po prostu się obraża i mówi, że to moja rola jako męża. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam – wyznał.
Czułam narastającą złość. Moja własna córka, wychowana w szacunku do drugiego człowieka, zaczynała zachowywać się jak dyktator. Było mi żal Pawła. Wiedziałam, że to musi się zmienić, ale jak?
Prawda, która wyszła na jaw
W końcu nie wytrzymałam i postanowiłam porozmawiać z Martą. Gdy wpadłam do niej bez zapowiedzi, zobaczyłam scenę, która ostatecznie wyjaśniła, dlaczego traktowała Pawła w taki sposób. Ona wciąż siedziała przed telefonem, ale tym razem prowadziła rozmowę z kimś na wideo.
– No tak, Karolina, Paweł jest od czarnej roboty, nie ma co… Ja się nie będę męczyć! – rzuciła do koleżanki.
Poczułam, jak narasta we mnie gniew. Zrozumiałam, że Marta, zamiast być partnerką dla Pawła, wykorzystywała go i traktowała jak służącego.
– Marta, czy ty słyszysz, co mówisz? Czy naprawdę uważasz, że w ten sposób buduje się małżeństwo? – wybuchnęłam.
Patrzyła na mnie zdziwiona, ale i lekko przestraszona. Widać było, że nie spodziewała się takiej konfrontacji. Czy to naprawdę musiało dojść do takiego momentu, by zrozumiała, że to nie jest normalne?