Teść twierdził, że mąż to złoty chłopak, a ja miałam dużo szczęścia. Zabawne, że zapomniał wspomnieć o tym, że ja też powinnam go utrzymywać
Zawsze słyszałam od teścia, że mam szczęście, bo mąż to „złoty chłopak” i „prawdziwy skarb”. Na początku słuchałam tego z uśmiechem, ale po pewnym czasie coś zaczęło mi nie pasować. Czy naprawdę trafiłam na kogoś, kto zawsze będzie mnie wspierał? Czy może coś mi umykało…
Wszystko zaczęło się od niewinnych komentarzy. „On robi, co może”, „To prawdziwy mężczyzna, dbaj o niego”. Ale w pewnym momencie poczułam, że muszę zacząć dbać o niego nie tylko emocjonalnie, ale i… finansowo! Tylko tego mi brakowało! Oto, jak odkryłam prawdę…
Złoty chłopak czy… wygodny chłopak?
Od kiedy tylko weszłam do rodziny męża, jego ojciec powtarzał mi, że mam dużo szczęścia. „Mąż to złoty chłopak”, „Zasługujesz na niego”, „Nigdy nie znajdziesz lepszego”. Na początku wydawało mi się to urocze. Może nawet byłam dumna, że mężczyzna, z którym dzielę życie, cieszy się taką opinią wśród bliskich. Ale z czasem coś zaczęło mi się nie zgadzać. Teść nie mówił o żadnych jego wadach, jakby mój mąż był bez skazy, jakby był… ideałem.
Zaczęło się od małych rzeczy. Gdy zaczęłam zauważać, że codzienność staje się coraz cięższa, a ja przejmuję na siebie coraz więcej obowiązków, mąż zdawał się nie zauważać mojej frustracji. Pracowałam na pełen etat, zajmowałam się domem, a jego ojciec wciąż powtarzał: „Daj mu czas, on też jest zmęczony”. Miałam nadzieję, że mąż w końcu zauważy, ile wysiłku wkładam w nasz dom. Ale on nic, jakby to wszystko działo się obok niego.
Kłótnie zaczynają nabierać tempa
Nasze kłótnie zaczęły się nasilać. Zaczęłam coraz częściej mówić, że nie mogę być jedyną osobą dbającą o nasze finanse. W odpowiedzi słyszałam, że „jest zmęczony”, że „szuka pracy”, ale jakoś tej pracy nigdy nie znajdował. W domu też nie pomagał. Jego jedyną odpowiedzią było, że wszystko da się załatwić, tylko muszę być cierpliwa.
Pewnego dnia, po kolejnej kłótni, pojechałam do teściów. Nie wytrzymałam i zaczęłam opowiadać, jak wygląda nasza codzienność. Teść, jak zwykle, siedział spokojny, kiwając głową, jakby znał odpowiedź na wszystko. W końcu powiedział: „No tak, chłopak się stara, ale może po prostu musisz go lepiej wspierać?” Zamarłam. Jak to „lepiej wspierać”? Przecież robię, co mogę!
Prawda wychodzi na jaw
Ostateczny cios przyszedł podczas rodzinnej kolacji. Siedzieliśmy przy stole, wszyscy uśmiechnięci. W pewnym momencie teść, z uśmiechem na ustach, powiedział: „No, jak się mają sprawy? Pracujesz już na dwa etaty, żeby tego złotego chłopaka utrzymać?”
Zapanowała niezręczna cisza. Spojrzałam na męża, który spoglądał w swój talerz, jakby to było najbardziej interesujące na świecie. Nagle wszystko stało się jasne. Oni wszyscy wiedzieli, że ja będę utrzymywać męża, a on tylko miał „szukać pracy”. Teść zawsze mówił o tym, że mąż to „złoty chłopak”, ale zapomniał wspomnieć, że ta „złota” relacja będzie zależała tylko ode mnie i mojego portfela.
Ostateczna decyzja
Kiedy wróciliśmy do domu, nie wytrzymałam. Powiedziałam mężowi, że mam dość. Zaczęłam mu wyliczać wszystkie wydatki, rachunki i dni, które spędziłam, starając się naprawić nasz związek. A on? Odpowiedział, że po prostu muszę mu dać jeszcze trochę czasu. Byłam wściekła. Cała ta sytuacja trwała już zbyt długo.
Następnego dnia postanowiłam, że czas coś zmienić. Spakowałam swoje rzeczy i wyszłam. Mąż nawet nie próbował mnie zatrzymać. Może dlatego, że wiedział, że jego ojciec znów będzie mu powtarzał, że „wszystko się ułoży”.